Jak się okazuje - ze wszystkich zwierząt, tylko człowiek umie się śmiać. Anglicy też potrafią, ale co do tego czy są ludźmi można mieć pewne wątpliwości. Naukowcy potwierdzają, że śmiech to zdrowie. Śmiejąc się wdychamy powietrze, a nasz organizm jest wtedy bardziej dotleniony. Ze względu na ich poczucie humoru nie wiem jakim cudem utrzymują się jeszcze przy życiu. Z mojego punktu widzenia, każdy Brytyjczyk już dawno powinien być podłączony do specjalnej aparatury medycznej. „Nigdy nie zrozumiem kobiet” – stwierdzenie, które wydaje się niczym w porównaniu z tutejszym dowcipem.
Ilekroć nie włączę tv to za każdym razem pokazują talk show.
Nie jest to jednak zwykły program rozrywkowy. Do tej pory nie wiem co takiego
śmiesznego dzieje się podczas tych wszystkich emisji, że ludziom na widowni
lecą łzy ze śmiechu. A goście i prowadzący zachowują się tak jakby byli po co
najmniej kilku winach owocowych. Można odnieść też wrażenie, jakby nie
dopuszczali do siebie takiej myśli, że kogoś to może nie śmieszyć. Osobiście
nie znam nikogo takiego. No może jedną osobę. Max dwie.
Humor Anglików nie różni się praktycznie niczym od 5-latka,
który na środku klasy w towarzystwie kolegów wkłada palec do nosa, a potem ciut
niżej. Za taki żarcik dostaje się owacje na stojąco. Nawet od starszaków!
Ostatnio natknąłem się na program o małżeństwach, które są w
separacji. Do programu zgłosili się dlatego, żeby porozmawiać o tym co ich
dręczy i jakie mają zastrzeżenia względem swojego partnera. No i oczywiście,
żeby publicznie zrobić z siebie idiotów. Na wszelki wypadek dzieli ich od
siebie kilkadziesiąt centymetrów. Nagle, mąż się wścieka bo uważa, że kobieta
nie ma racji, a ona nie wytrzymuje i ryczy. Ryczy i bełkocze coś pod nosem, a
gil spływa jej po brodzie, trącając lekko mikrofon. Techniczny przynosi pudełko
chusteczek, a ona myśli, że po to, żeby potrzymać. Zauważam, że co jakiś spoglądają
w dół, tak jakby zamontowany był w tym miejscu jakiś ekran na którym mogą się
zobaczyć. Jak się po chwili okazało nie było tam żadnego ekranu. O dziwo - leży
tam pan prowadzący. Leży i to tak, jakby akurat był na plaży w samych
kąpielówkach. Brakowało tam jeszcze
parasola i kolorowych drinków. Awantura trwa na całego i masz wrażenie, że za
chwilę zaczną rzucać w siebie krzesełkami.
Dziwaczne miny co kilka sekund w stronę kamery, to reakcje
prowadzącego na krzyki męża. Nie wiem w jakim celu operator robił w tym czasie
specjalnie zbliżenia na jego twarz, ale być może dlatego, żeby każdy dostrzegł
ile włosów w nosie ma gospodarz programu. Może co odcinek organizowali konkurs
z takim właśnie pytaniem?
Nie wiem jak to się wszystko skończyło i czy program ma na
celu pogodzić małżonków, ale jestem pewien, że każdy przed telewizorem miał
niezły ubaw. Gdyby na TVN-ie transmitowali tego typu magazyny, to pewnie mając kilka lat mniej siedziałbym w fotelu i zajadał przy tym paluszki. Mija kilka minut i
zmieniam kanał. Dziwnym zbiegiem okoliczności trafiłem na program rozrywkowy.
Ale jak rozrywkowy!
W studiu znajduje się mini tor przeszkód. Jest facet
przebrany za psa, jest kobieta przebrana za kota i jest facet przebrany za
faceta. Facet nadzoruje, publiczność liczy czas, a pies z kotem ścigają się,
pokonując trasę z punktu A do punktu B. Na czworaka rzecz jasna. Kto pierwszy –
wygrywa. Pies co chwilę zatrzymuje się i unosi nogę do góry udając, że załatwia
kolejną potrzebę fizjologiczną, a kot specjalnie staje sobie na ogon i się
wywraca. Publiczność przy tym szaleje i zachowuje się tak jakby co najmniej na
ostatniej prostej ścigał się Rosberg z Hamiltonem.
Proponuję obejrzeć kabarety Jimmy Carr żeby poznać angielskie poczucie humoru a nie Jeremy Kyle show bo to uchodzi za najniższą formę rozrywki dla lokalnego dresiarstwa na zasiłkach. Z lepszych Frank Boyle jest dobry ale jest Szkotem więc jest to trochę inne poczucie humoru, nadal dobre ale akcent ciężki jak dla mnie. Poki co wydaje się, że szajs oglądasz i stąd twoje stereotypowe podejście do ich humoru. Mnie po odpowiedniej ilości brytyjskich i australijskich kabaretów przestały polskie śmieszyć.
OdpowiedzUsuń