Co Brytyjczycy robia w piatkowe wieczory?


Czas na kilka godzin przed sobotnią popijawą w UK i w Polsce, trochę się od siebie różni. Polki i Brytyjki robią zakupy - Polki taszczą torby wypchane ziemniakami i pasztetową, a Angielki też taszczą, tyle że torby wypchane ciuchami. Ziemniaki są na obiad, który Polka ugotuje sama, a Brytyjka zarezerwuje stolik w restauracji, czy zamówi pizze, bo jedyne co potrafi upichcić, to jaja na bekonie.


Nagłówek artykułu na Onet.pl, brzmi: - Koniec tygodnia pracy jeszcze do niedawna mieszkańcy Wielkiej Brytanii zaczynali świętować już w piątkowy wieczór w licznych pubach i klubach. Czasy się jednak zmieniły i Brytyjczycy cenią sobie teraz zupełnie inną formę relaksu. 

Autor tego artykułu miał chyba na myśli Polaków, którym zwyczajnie szkoda pieniędzy na wyjście do klubu. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć, tym bardziej, że idąc ulicą nie muszę mieć przy sobie kalendarza, żeby wiedzieć jaki mamy aktualnie dzień tygodnia. W sobotę finał Ligi Mistrzów, jednak gdy nie wiedzieliśmy jeszcze kto 25 maja zagra na Wembley, to mecze rozgrywane były we wtorki i środy. Pragnę przypomnieć, że w czwartki była jeszcze Liga Europy, a później to już wiadomo. Mecze grupowe, ćwierćfinały, półfinały i czwartkowy wieczór z rozgrywkami pocieszenia powodują, że zostaje im jeden dzień na odpoczynek - poniedziałek. Do tego czasu jednak już od rana przesiadują w ogródkach piwnych i eksponują tam wszystkim zgromadzonym i przechodniom swoje brzuchy. 

Dalej jest jeszcze ciekawiej: - Dla wielu osób piątkowy wieczór to pierwsza prawdziwa okazja, aby porządnie odpocząć i się wyspać. W piątek ulice brytyjskich miast są zatłoczone jak Warszawa w trakcie Euro 2012. Każdy przemieszcza się tylko z klubu do klubu i tak do wczesnego ranka. Kiedy już te słowa sprawiły, że wzrok automatycznie podążał w kierunku prawego górnego rogu ekranu, to jednak dalsza część rozbawiła mnie do łez. - Jako ciężko pracujący naród, pod koniec tygodnia jesteśmy już bardzo zmęczeni. Nie wierzyłem w to co czytam. Kto jak kto, ale Anglik wypowiadający tego typu słowa, jest mało wiarygodny. Jak można nazwać swój naród ciężko pracującym, skoro większość Anglików nie ma pracy bo są zbyt leniwi? Oni już nie szukają pracy, ani jakiegokolwiek zajęcia, tylko wolą żyć na zasiłku. Inną sprawą jest, że bardziej im się to opłaca... Ostatnio czytałem o małżeństwie z dzieckiem. Otrzymują zasiłek dla bezrobotnych, zasiłek mieszkaniowy i dodatek wychowawczy - w sumie ponad 340 funtów tygodniowo, co bez problemu starcza na wszystkie podstawowe potrzeby. - Jaki jest sens pracować za płacę minimalną, skoro przez to nasza sytuacja by się pogorszyła? - pytają.

Nawet w tak małym mieście jak te w którym mieszkam, kilka razy zdarzyło mi się zobaczyć dziwnie przebranych facetów, czy kobiety w uniformie pielęgniarek (była z nią jeszcze biedronka) wchodzących do pobliskiego pubu. Widok babci z ostrym makijażem, na widok którego zastanawiasz się czy wszystko z Tobą w porządku i w momencie którym próbujesz wyobrazić sobie tak samo wyglądającą swoją babcię, ale nie potrafisz, jest czymś normalnym. Sześćdziesięcioletnia kobieta w obcisłej spódniczce, czy koszulce z napisem "I'm horny" (jestem napalona), również jest powszechna.

W Anglii bardzo popularne są wyścigi konne, na czas których mężczyźni przywdziewają garnitury i kapelusze z lat 20., a kobiety suknie wieczorowe i nie może zabraknąć małej torebki (na lornetkę). Po wyścigach przechodzą do porządku dziennego, tańcząc na stołach w pubach.

Adrianna C. na Onet.pl podsumowuje: - Jak zatem przeciętny Brytyjczyk spędza piątkowy wieczór? Co piąty celowo nic nie planuje na ten czas i z reguły kładzie się dość wcześnie spać. Ta Pani chyba cały swój wolny czas poświęca na pisanie tak durnych artykułów, bo nie jestem w stanie powiedzieć czym się kierowała. Na pewno nie tym, co na co dzień można zobaczyć na każdej ulicy w weekend...


"PONGLISZ" na Facebooku >>

4 komentarze:

Dlaczego w Wielkiej Brytanii jezdzi sie po lewej stronie?

Od najmłodszych lat wpajano nam do głowy, że jeżeli chcemy przejść przez ulicę to najpierw musimy spojrzeć w lewo, później w prawo i jeszcze raz w lewo. Ruch prawostronny wydawał nam się czymś zupełnie normalnym i nikt nawet przez chwilę nie pomyślał, że gdziekolwiek indziej mogłoby być inaczej. To tak jakbyśmy powiedzieli, że za granicą schabowego z ziemniakami jemy łyżką, a nie widelcem.

Na początku ciężko mi było przyzwyczaić się do panującego tutaj ruchu, a największą trudność sprawiało mi przejście na drugą stronę. Przyznam, że kilka razy zdarzyło mi się nie spojrzeć w tą stronę w którą powinienem, a nadjeżdżający samochód był o centymetry od tego, żebym znalazł się w szpitalu z połamanymi nogami. Kilka takich sytuacji i moja głowa automatycznie zakodowała poprawne myślenie w takich momentach.

Kiedyś jeżdżono po lewej stronie tak, by z napotkanym wrogiem na drodze mijać się po prawej ręce – czyli tej, która trzyma broń. Tak po prosto było wygodniej.

Istnieje też teoria, że ruch lewostronny wziął się z tego, iż woźnica trzymał bicz w prawej ręce i jak uderzał nim konia to często zagrożeni byliby przechodnie. Dlatego jeżdżono po lewej stronie.


Na niebiesko oznaczone są miejsca z ruchem lewostronnym.


W Wielkiej Brytanii nie ma obowiązku włączania świateł mijania w nocy w terenie zabudowanym. Wystarczy oświetlona tablica rejestracyjna i światła postojowe.

W Polsce kobiety w widocznej ciąży nie muszą zapinać pasów, natomiast w UK nie ma wyjątków dla nikogo.

Limit poziomu alkoholu we krwi u kierowcy na wyspach wynosi 0,8 promila. W Polsce zabroniona jest jazda pod wpływem alkoholu.
                                                                                 

5 komentarze:

Lekcja angielskiej uprzejmosci

Na początku swojej przygody w UK możesz odnieść wrażenie jakby świat, który Cię otaczał był namalowany wszystkimi kolorami tęczy i jeszcze kilkoma innymi. Dzieje się tak oczywiście za sprawą uprzejmości Anglików, którzy prędzej czy później doprowadzą Cię do szału. Wtedy już nie będziesz taki skłonny z uśmiechem na twarzy po kilka razy dziennie odpowiadać, że wszystko u Ciebie w porządku. Najprościej mówiąc to wszystko wyjdzie Ci bokiem i to nawet szybciej niż myślisz. Tak przynajmniej było w moim przypadku i do napisania tego tekstu przyczyniła się moja sąsiadka…

W ciągu jednego dnia widuje ją po kilka razy i każdy ten raz jest okazją do zapytania: - How are you? Wychodząc do pracy odpowiadam: - Fine, thank you, and you? Wracając z pracy sytuacja się powtarza. Jeszcze jakiś czas później wyrzucam śmieci lub wracam ze sklepu i znowu odpowiadam, że wszystko u mnie w porządku. Tak jakby w przeciągu jednej godziny miało się coś u mnie zmienić, a nawet gdyby tak było to i tak nie opowiedziałbym jej o swoich problemach.

Dlatego, jeżeli Anglik pyta Cię tradycyjnym: - How are you? to nie dlatego, że interesuje go co u Ciebie słychać, tylko robi to z czystej uprzejmości. Tak jak w Polsce jeszcze jakiś czas temu (a nawet w dzisiejszym czasach) mężczyzna kłania się kobiecie zdejmując kapelusz, tak tutaj Brytyjczyk pyta czy wszystko w porządku. Tradycja czy okazanie szacunku, albo po prostu taki odruch, a nawet obowiązek.

Śmieszna sytuacja miała miejsce kilka dni temu, gdy ta sama sąsiadka po uroczym: - How are you? skwitowała, że piękną mamy dzisiaj pogodę. To nic, że na niebie były akurat same ciemne chmury i to wszystko wyglądało tak jakby za chwilę miała się zacząć ulewa stulecia. Nie wiem czy wynikało to z optymistycznego podejścia do życia tej kobiety czy z czegoś innego, natomiast wiem jak na taką pogodę zareagowałby typowy Polak: - Kur*** i znowu będzie padać... Najwyraźniej dla mojej sąsiadki piękna pogoda to nie tylko słońce i skwar, ale też sam fakt, że jeszcze nie pada. W ogóle mam takie wrażenie, że nic nie byłoby w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Nawet głośna muzyka późnym wieczorem...

Reakcja mojej sąsiadki:
- Przepraszam, że przeszkadzam, wiem że dzisiaj jest sobota, ale ja muszę jutro rano wstać, jest trochę późno i czy byłaby taka możliwość, żeby odrobinę ściszyć muzykę? Tylko odrobinę, byłabym ogromnie wdzięczna. Bawcie się dobrze. Dziękuję

A jak zareagowałby typowy Polak? 
- Ścisz tą muzykę bo zaraz zadzwonię na policję. Spójrz która jest godzina! Banda gówniarzy. Matka, dawaj telefon!

Różnica jest ogromna, ale czasami już sam nie wiem co chciałbym usłyszeć. Reakcja Polaka jest przynajmniej szczera i prawdziwa, a Anglik nawet jak myśli inaczej to i tak nie da tego po sobie poznać i będzie stwarzał pozory najmilszego na świecie. 

Można odnieść wrażenie jakby to była ich zagrywka, która ma czemuś służyć. Załóżmy, że jesteś w nowej pracy i na początku niezbyt dobrze sobie radzisz. Usłyszałeś właśnie od szefa: - Jesteś częścią tego teamu. I nagle nabierasz wiatru w żagle. Co z tego, że zapieprzasz za dwóch, a nawet za trzech. Ważne, że jesteś doceniany i jedno zdanie potrafi wykrzesać u Ciebie resztkę sił, których przedtem brakowało. 

Czy Polski pracodawca nie mógłby pokusić się o jedno dobre słowo w kierunku swojego pracownika? Jasne, ze by mógł, ale wtedy Polak pomyślałby, że wszystko mu wolno. 

A czy Polak idący chodnikiem, który uśmiecha się do nieznajomych ludzi, zawsze musi kojarzyć się z chorym umysłowo? Oczywiście, że nie, ale tylko wtedy gdy pozna lekcję angielskiej uprzejmości...


"PONGLISZ" na Facebooku >>

4 komentarze:

Pierwszy raz i turecki fryzjer


Dzisiejszy dzień, a raczej sytuacja należy do tych, którą powinienem odnotować w swoim dzienniczku. Ale najpierw muszę sobie ten dzienniczek kupić. Do dzisiaj nie mogłem się przełamać. Nie potrafiłem się w sobie zebrać i powiedzieć, że dam radę. Blokowała mnie ta językowa bariera, ale pomyślałem sobie, że jeśli nie teraz to już nigdy. Zwłaszcza, że z moim angielskim jest coraz lepiej to dzisiejszy stres, który mi towarzyszył przed pójściem do fryzjera jest porównywalny do tego, gdy po raz pierwszy musiałem zapłacić kartą w sklepie, czy pójść do pracy i „rozmawiać” z Anglikiem. Do tej pory czuję jeszcze te emocje, gdy od drzwi wejściowych dzielił mnie krok, a serce czułem już w przełyku. Nastał ten dzień, gdy moja dziewczyna będzie miała od teraz wolne z wyprowadzania mnie do fryzjera. Coś mnie ciągle trzymało przed podjęciem tej decyzji. Teraz na szczęście puściło.

Wczoraj z małą pomocą zapisałem sobie to, co muszę powiedzieć u fryzjera. Powtarzałem te zdania tyle razy, że nawet jeśli nie chciałem o tym myśleć, to mój mózg sam mi je odtwarzał. Oczywiście każde słówko było odnotowane nie tak jak się je pisze, tylko jak się wypowiada.

Jak już byłem na miejscu, przeżyłem jeszcze większy szok, gdy zorientowałem się, że jest tam tylko jeden fryzjer, w dodatku nie ten do którego chodziłem do tej pory. Moje największe obawy nie były jednak przed tym, że nie spodoba mi się moja końcowa fryzura, a przed tym, że on nie wie o moim angielskim. W miarę szybko się dowiedział i poszło jak z płatka, a nawet i lepiej…

To nie był Anglik. Zacznijmy od tego, że do Anglika nawet bym nie poszedł. Wolałbym zapuścić włosy jak Elvis, albo zainwestować w maszynkę. To fryzjer z Turcji. Tureccy fryzjerzy są mistrzami w swoim fachu, a już po przekroczeniu progu nie zdążyłem jeszcze się przywitać, a już proponowano mi kawę lub herbatę. Miałem nadzieję, że będę poddany operacji pt. "Jak spalić Ci włosy?", ale niestety tym razem nie było mi to dane. W ogóle nie sądziłem, że coś takiego jeszcze się stosuje, ale zapewne to nie jedyny tego zwolennik. Teoria wypalania włosów po ich obcięciu zakłada, że po ich wypaleniu zostaną zachowane wszystkie związki odżywcze. Na początku ścisnął mnie jakąś specjalną opaską wokół szyi, ale nie wiem dokładnie w jakim celu. Obiło mi się kiedyś o uszy, że turecki fryzjer wypala też włosy z... uszu. Jak ktoś miałby ochotę to śmiało może skorzystać.

Jego akcent pomógł mi w tym, żeby zrozumieć więcej niż przypuszczałem. Wypytał mnie o każdy szczegół, począwszy od tego gdzie pracuję, zahaczając o konkurencję fryzjerską, a skończywszy na polskiej kiełbasie. 5 razy powiedziałem mu, że mam na imię Igor, a on i tak 5 razy skwitował, że jestem "Igof".

Dużą wagę przywiązuję do włosów i nie są mi obojętne, dlatego stwierdzam, że nigdy nie byłem tak zadowolony z wizyty u fryzjera odkąd zamieszkałem w UK.

"PONGLISZ" na Facebooku >>



2 komentarze:

Ekstremalna myjnia samochodowa #3

Nieszczęsna myjnia samochodowa od której stałem się uzależniony. Z pozbyciem się nałogu nie będę miał jednak większego problemu, gdy tylko nadarzy się okazja do odejścia. W jednej chwili zrzucę polar w którym muszę pracować w nawet tak słoneczne dni. Specjalne odblaskowe kamizelki na krótki rękaw zostały już niestety rozdane. W Polsce był długi majowy weekend, a tutaj przedłużyli go sobie o jeden dzień. 6 maj to dzień ustawowo wolny od pracy (Bank Holiday). Ten okres czasu pod względem ilości samochodów na myjni, nie umywa się do tego świątecznego. Może dlatego, że wtedy nie było takiej pogody jak teraz. Anglicy nie przestaną mnie chyba nigdy zadziwiać…

Nie tylko pod względem tego, że przyjeżdżają z czysto umytym samochodem i życzą sobie usługę „Gold” za 15 funtów. Szef chwycił za odkurzacz, otworzył drzwi i przesunął fotel, by po chwili go wyłączyć i odstawić na miejsce. Nie było czego sprzątać, poza strzykawką pod siedzeniem pasażera i kilku zapalniczek. Najwyraźniej ta osoba nie ma co robić z pieniędzmi, skoro do puszki z napisem Tip wrzuciła jeszcze 4 funty.

Chwilę po tym przyjeżdża facet w średnim wieku. Natłok samochodów był w tym czasie niewyobrażalny. Stanął na parkingu ze względu na brak miejsca. Po godzinie spędzonej w Tesco, obładowany torbami z zakupami i papierem toaletowym na plecach, wszczyna awanturę. Był tak znerwicowany jakby co najmniej mu tej samochód ukradli. Nie dał nikomu dojść do słowa tylko wygłaszał swoje teorie na temat tego, że specjalnie się nie spieszył, a jego auto jest jeszcze nie umyte. Dopiero jak przyjął do wiadomości, że z tego wszystkiego zapomniał zostawić klucze, to wziął głęboki wdech i stwierdził, że dłużej czekać nie będzie.

Pani na oko w 8 miesiącu ciąży, która wraca z zakupów, a z wózka, aż się wylewa. Nadchodzi pora płacenia i jednocześnie prawdy... Nagle okazuje się, że nie ma kluczy od samochodu. Teraz już wiem dlaczego za każdym razem jak ktoś oddaje klucze to odpina ten od auta by nie dawać całego kompletu. Nie znalazły się. Jeszcze kilka minut ta biedna Pani by sobie pokrzyczała i myjnia zamieniłaby się w porodówkę. Finał był tego taki, że wymienili się numerami, a szef zaproponował, że zamówi taksówkę za którą rzecz jasna zapłaci + pokryje wszystkie koszta wyrobienia nowego klucza. 

Wczoraj o 16 wyjechaliśmy z pracy. W radiu mówią o rozpoczętym przed chwilą starciu Manchesteru United ze Swansea, a także o tym, że to ostatni mecz Fergusona na Old Trafford. Brat mojego szefa z zaciekawieniem słucha transmisji i nagle pyta: To kto teraz będzie trenerem? Odpowiada mu: David Moyes. Idioto! Dodam, że minęło kilka dni od opublikowania informacji na ten temat i, że cały świat o tym huczy. A, żeby było śmieszniej to uważa się za takiego zapalonego kibica, że ciągle kazał mu jechać szybciej, żeby chociaż zdążyć na drugą połowę.

Na temat:     


1 komentarze:

Poczucie humoru Anglików


Jak się okazuje - ze wszystkich zwierząt, tylko człowiek umie się śmiać. Anglicy też potrafią, ale co do tego czy są ludźmi można mieć pewne wątpliwości. Naukowcy potwierdzają, że śmiech to zdrowie. Śmiejąc się wdychamy powietrze, a nasz organizm jest wtedy bardziej dotleniony. Ze względu na ich poczucie humoru nie wiem jakim cudem utrzymują się jeszcze przy życiu. Z mojego punktu widzenia, każdy Brytyjczyk już dawno powinien być podłączony do specjalnej aparatury medycznej.  „Nigdy nie zrozumiem kobiet” – stwierdzenie, które wydaje się niczym w porównaniu z tutejszym dowcipem.

Ilekroć nie włączę tv to za każdym razem pokazują talk show. Nie jest to jednak zwykły program rozrywkowy. Do tej pory nie wiem co takiego śmiesznego dzieje się podczas tych wszystkich emisji, że ludziom na widowni lecą łzy ze śmiechu. A goście i prowadzący zachowują się tak jakby byli po co najmniej kilku winach owocowych. Można odnieść też wrażenie, jakby nie dopuszczali do siebie takiej myśli, że kogoś to może nie śmieszyć. Osobiście nie znam nikogo takiego. No może jedną osobę. Max dwie.

Humor Anglików nie różni się praktycznie niczym od 5-latka, który na środku klasy w towarzystwie kolegów wkłada palec do nosa, a potem ciut niżej. Za taki żarcik dostaje się owacje na stojąco. Nawet od starszaków!

Ostatnio natknąłem się na program o małżeństwach, które są w separacji. Do programu zgłosili się dlatego, żeby porozmawiać o tym co ich dręczy i jakie mają zastrzeżenia względem swojego partnera. No i oczywiście, żeby publicznie zrobić z siebie idiotów. Na wszelki wypadek dzieli ich od siebie kilkadziesiąt centymetrów. Nagle, mąż się wścieka bo uważa, że kobieta nie ma racji, a ona nie wytrzymuje i ryczy. Ryczy i bełkocze coś pod nosem, a gil spływa jej po brodzie, trącając lekko mikrofon. Techniczny przynosi pudełko chusteczek, a ona myśli, że po to, żeby potrzymać. Zauważam, że co jakiś spoglądają w dół, tak jakby zamontowany był w tym miejscu jakiś ekran na którym mogą się zobaczyć. Jak się po chwili okazało nie było tam żadnego ekranu. O dziwo - leży tam pan prowadzący. Leży i to tak, jakby akurat był na plaży w samych kąpielówkach. Brakowało tam jeszcze parasola i kolorowych drinków. Awantura trwa na całego i masz wrażenie, że za chwilę zaczną rzucać w siebie krzesełkami.

Dziwaczne miny co kilka sekund w stronę kamery, to reakcje prowadzącego na krzyki męża. Nie wiem w jakim celu operator robił w tym czasie specjalnie zbliżenia na jego twarz, ale być może dlatego, żeby każdy dostrzegł ile włosów w nosie ma gospodarz programu. Może co odcinek organizowali konkurs z takim właśnie pytaniem?

Nie wiem jak to się wszystko skończyło i czy program ma na celu pogodzić małżonków, ale jestem pewien, że każdy przed telewizorem miał niezły ubaw. Gdyby na TVN-ie transmitowali tego typu magazyny, to pewnie mając kilka lat mniej siedziałbym w fotelu i zajadał przy tym paluszki. Mija kilka minut i zmieniam kanał. Dziwnym zbiegiem okoliczności trafiłem na program rozrywkowy. Ale jak rozrywkowy!

W studiu znajduje się mini tor przeszkód. Jest facet przebrany za psa, jest kobieta przebrana za kota i jest facet przebrany za faceta. Facet nadzoruje, publiczność liczy czas, a pies z kotem ścigają się, pokonując trasę z punktu A do punktu B. Na czworaka rzecz jasna. Kto pierwszy – wygrywa. Pies co chwilę zatrzymuje się i unosi nogę do góry udając, że załatwia kolejną potrzebę fizjologiczną, a kot specjalnie staje sobie na ogon i się wywraca. Publiczność przy tym szaleje i zachowuje się tak jakby co najmniej na ostatniej prostej ścigał się Rosberg z Hamiltonem. 



1 komentarze:

Ferguson jest, byl i bedzie. Poczatek i koniec zywej legendy


Kilkanaście godzin temu. Gdy zapadł zmrok i wydawało się, że już nic tego dnia mnie nie zaskoczy pojawiła się informacja o odejściu Fergusona z Manchesteru United. Pomyślałem, że to kolejne spekulacje. Przecież jeszcze nie tak dawno jego słowa brzmiały: „To nie ten czas. Tak szybko się mnie nie pozbędziecie”. Dlatego, potraktowałem to dokładnie tak jak w przeciągu kilku miesięcy transfer Lewandowskiego. Mimo, że puściłem to koło ucha to i tak zaprzątało mi to głowę…

10 rano, słońce rozświetla cały pokój, wiatr przyjemnie mnie ochładza i nagle już w przedpokoju zdążyła mnie obudzić reakcja mojej dziewczyny na nagłówek Onetu. Koniec pewnej epoki, kibice płaczą, Ferguson przechodzi na emeryturę. Wówczas pobiłem chyba rekord Bolta na 100m i zanim jeszcze wyszedłem z bloków startowych to nie czekałem, aż upewnię się czy to rzeczywiście prawda.

Szkoda, że mój 6-letni brat nie będzie mógł już zobaczyć sir Alexa przy linii bocznej. Jego kłótnie z sędziami czy z samymi piłkarzami przeszły do historii, a przy pomniku na jego cześć powinna powstać marmurowa paczka gum do żucia. Odkąd pamiętam zawsze był kontrowersyjny. Suszarka Fergusona zawsze działała bez zarzutu, a każdy kto tego doświadczył jest szczęśliwcem.

A propo gum… Dziennikarze Guardiana postanowili policzyć, ile gum zużył Szkot podczas swojego 26-letniego pobytu na Old Trafford. Wyszła im średnia 10 gum na każde spotkanie, czyli... 14 980 sztuk!

Dzisiaj cały świat żyje tą wiadomością. Aż boje się pomyśleć co by było gdyby Ferguson miał Tweetera. Chociaż, i bez tego wie, że jest doceniany przez wszystkich. Nawet przez samego Beniteza czy Wengera. Byli i obecni piłkarze, a także władze klubu za pośrednictwem internetu wyrazili swoje podziękowania i uznania. Zrobił to również David Beckham i mimo wielu kłótni na linii Ferguson – Becks, ten nazwał go największym menadżerem w historii piłki nożnej.

Wspomnienia…

Otwarty konflikt. Beckham przyznał, że najbardziej zabolały go słowa Fergusona o braku lojalności wobec United. Wybuch emocji nastąpił w szatni po meczu ligowym z Arsenalem. Ferguson winą za utratę gola obarczył właśnie Beckhama. Zawodnik nie mógł tego dłużej znieść i odpowiedział przekleństwem. – Na podłodze leżał but. Szef był wściekły, machnął nogą i kopnął go. Poczułem ból nad lewym okiem, gdzie trafił mnie ten but. Czułem, że ociekam krwią. Rzuciłem się na szefa. Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu tak całkowicie straciłem panowanie nad sobą. Paru chłopaków wstało. Najpierw chwycił mnie Giggs, potem Gary i Ruud van Nistelrooy. Nagle przerodziło się to w jakąś szaloną scenę z filmu gangsterskiego: oni mnie trzymali, a ja chciałem dopaść szefa. Moja furia trwała nie dłużej niż minutę. Uspokoiłem się trochę, a personel medyczny zatamował krwawienie. Ubrałem się i poszedłem do wyjścia. Szef mnie przeprosił i powiedział, że nie chciał tego zrobić. Nie zareagowałem – opisywał całą scenę „Becks”.

Ferguson o całym zajściu: "To był dzi­wacz­ny in­cy­dent. Jeśli pró­bo­wał­bym 100 lub mi­lion razy to pew­nie nie uda­ło­by mi się tego po­wtó­rzyć".

Zaraz po swoim ślubie pojechał na mecz, a następnego dnia wybrał się ze swoją drużyną by przygotowywać się do starcia z Realem Saragossą. Nie da się ukryć, że w dużej mierze decyzją którą podjął była uzależniona od jego żony, której nie poświęcał zbyt wiele czasu. Ma zamiar to teraz nadrobić…

Jak się okazuje czasami lepiej jest opuścić stadion na jakiś czas przed końcowym gwizdkiem. Młodszy brat Fergusona tylko dlatego, że tak postąpił uniknął tragedii podczas której zginęło 66 osób. Miało to miejsce w trakcie meczu Celticu z Rengersami.

Ferguson jest przeciwnikiem alkoholu, sam bardzo rzadko pije, a gdy to już robi to ma ku temu ważny powód. Gdy przyłapał swoich piłkarzy w jednym z barów na piciu, wściekł się tak bardzo, że podczas „wykładu”, którego im wtedy udzielał, chwycił za butelkę Coca-Coli i rozbił ją o ścianę, oblewając przy tym wszystkich zebranych przy stoliku.

Tak dla porównania i uznania największej wyższości Fergusona można powiedzieć, że w przeciągu prawie 27 lat w Realu Madryt było 24 innych trenerów. Szkot więcej razy wygrał ligę niż Chelsea, Manchester City i Tottenham razem wzięte.

Przykre jest to, że ktoś teraz tylko będzie się starał zastąpić Fergusona. Tego człowieka się nie da się zastąpić, a próbując porównać go do kogoś innego - widzę tylko jedną osobę - Fergusona.

Kto wie czy, gdyby nie czerwona kartka dla Naniego, która przesądziła o dalszych losach rywalizacji z Realem, nie była decydująca jeśli chodzi o to co teraz robiłby Ferguson. Może szykowałby się na wielki finał Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium na Wembley?

Pytanie do Fergusona: "Gdyby wszedł pan do pokoju, w którym jest Victoria Adams i Arsene Wenger, a w rewolwerze miałby pan tylko jeden nabój, to na kogo by pan go zużył?"
Sir Alex po krótkim zastanowieniu: - A nie mógłbym mieć dwóch naboi?

Za prasą też nie przepada. Kiedy jakiś dziennikarz spytał go, co ma zrobić, żeby poprawić współpracę. Szkot odparł mu: "Spróbuj umrzeć". 

Nie tak dawno Ferguson o swoim przejściu na emeryturę: „Nie mam nastroju na emeryturę. Ona jest dla młodych ludzi. Jestem tak cholernie utalentowanym facetem! Może zacznę malować, albo coś takiego…”

Podsumowując: sir Alex wcale nie rezygnuje i nie zrezygnuje nigdy. Podczas gdy dyktować warunki będzie jego następca, a prawdopodobnie jego rodak (którego zresztą sam wybierze) każdy ruch i każdą decyzję będzie nadzorował tak jak robił to do tej pory.

Prawdziwy fenomen i nr. 1 w futbolu. Panie Ferguson, dziękuję!



0 komentarze:

Co Polacy w UK robia po pracy?

Jak się okazuje na to pytanie jest więcej odpowiedzi, niż każdy z was przypuszcza. 

Praca od 6 do 15. Zostaje całe wolne popołudnie. Tylko co zrobić z czasem, skoro w domu nikt na mnie nie czeka? Znajomych też za dużo nie mam bo nie zdążyłem jeszcze nikogo poznać. Zresztą nikt tutaj chyba nie jest wart poznania. 



Wracam z pracy, szybka kąpiel, pizza z mikrofalówki (piąta w tym tygodniu), kawa, fajek. Zanurzam się w fotelu, biorę pod rękę darmową gazetę sprzed 3 tygodni i czytam te same ogłoszenia. Telewizora nie mam. Na skajpaju też porozmawiać z synem nie mogę bo za cholerę nie umiem tego obsługiwać. Wolę zadzwonić raz w tygodniu niż płacić oszustom. Znowu fajek i gazeta. Tyle, że po angielsku. To nic, pooglądam obrazki. I tak do 19 z przerwami na fajka. Rozglądam się po mieszkaniu w poszukiwaniu czegoś przypominającego talerz. Pierwsze co wpada w ręce to pudełko po pizzy. Jutro zjem na desce do krojenia więc dzisiaj zmywać nie muszę. Następny fajek i wyprawa do sklepu. Po fajki. 

***

Wreszcie w domu! Prawie się dzisiaj nie spociłem więc wykąpię się jutro. Dzisiaj Liga Mistrzów i mecz Borussi Dortmund. Idziemy do pubu, tylko w czym skoro ta krowa znowu nie zrobiła prania?! Dresik prawie nie noszony, ale żadnej podkoszulki to ja nie mam. No nic, w tej bluzie byłem w pracy, ale założę na gołą klatę. W końcu nie widać co mam pod spodem, nie? Dezodorancik jest. Z punktów akurat uzbierałem. Przed wyjściem z chłopakami zajaramy na wypadek gdyby mecz był nudny, to się chociaż trochę pośmiejemy. Jakiegoś asfalta spotkamy. I beka na całego. A jak będziemy wracać to wstąpimy do ciapatego po kilka piwek. Będzie fajnie, zagramy też w Pro Evolution Soccer. Przy sobocie zrobimy jakiegoś grilla.

***

Punkt 16, jestem w domu. Żona pracuje na noc, a dzieci nie mamy. Szkoda, że nie mogę powiedzieć tym wszystkim ludziom, którzy całymi dniami gapią się w tv, że to strata czasu. Wtedy nawet na spacer nie będę miał z kim iść bo się obrażą. Gdy w pracy mówią mi, że jutro wolne to najczęściej i tak tego nie słucham. Ostatnio chyba, aż za bardzo i dostałem ostrzeżenie. Ale co ja na to poradzę, skoro mógłbym pracować bez przerwy. W końcu po to tu przyjechałem, no tak? W domu nie mam co robić, a tam przynajmniej mogę z kimś porozmawiać. To nic, że wolę robić zakupy przez internet niż iść osobiście...

***

Rodzina zawsze była dla mnie na pierwszym miejscu. W weekend każdą wolną chwilę poświęcam właśnie im. Pub, kawiarnia, spacer, restauracja, rower, a z żoną to i nawet na dyskotekę raz na miesiąc pójdziemy. Wycieczki za miasto i aktywna forma spędzania wolnego czasu to pierwsze co robimy przy sobocie. Od następnego tygodnia zaczynam chodzić na siłownię i basen, a żona na aerobic. Szkoda tylko, że mówię to już 4 tydzień. Pomajsterkuje też czasem, ale częściej kończy się to wizytą prawdziwego majstra.

***

Z okrzykiem przyjąłem wiadomość o tym, że skończyłem pracę 3 godziny wcześniej niż powinienem. W drodze powrotnej obdzwoniłem wszystkich kumpli, żeby zorganizować imprezkę. Większość odmówiła bo jutro do roboty, ale to i tak szczeniaki. Wypłata dopiero w piątek, a napić się przecież trzeba więc musiałem do nich zadzwonić, żeby przyszli ze swoim towarem. Trochę u mnie bałagan, ale kto by dbał o porządek. Zwłaszcza prawdziwy emigrant. Jutro do roboty nie idę bo nie dam rady. Napisze łajzom sms bo zadzwonić nie mam z czego. Rudy wpadnie to i przyjedziemy się po mieście, żeby jakieś panienki wyrwać. Żeby tylko na paliwo nie chciał. Skąpiec!

Jakie zajęcia Polacy preferują na wyspach brytyjskich?


Facebook: 
Ponglisz na Facebooku

3 komentarze:

Blogger Template by Clairvo