Ciężkie jest życie emigranta. Może nie, aż tak ciężkie jak życie Polaka mieszkającego w swoim kraju, ale na pewno jego stan emocjonalny często jest chwiejny – zwłaszcza na początku jego przygody emigracyjnej. I to nie dlatego, że nie wie czy tym razem przez jego gardło ma przepłynąć Tyskie czy Żubr, ale dlatego, że nie chciałby dłużej cierpieć i zastanawiać się – zostać czy wrócić?
Mimo, że więcej jest pozytywnych faktów przemawiających za tym, żeby jednak zostać na przysłowiowych saksach to i tak większość z nas przynajmniej raz na jakiś czas, zastanawia się czy to był dobry wybór. Zastanawiasz się i dochodzisz do wniosku – dlaczego nie mogę żyć na takim poziomie, ale w Polsce?
Odpowiedzi na to pytanie jest wiele, najwięcej w książkach do historii. A nasze samopoczucie na obczyźnie zależy od tego, jakie mamy predyspozycje do nauki języka i generalnie, czy nam się poszczęściło. Ważne są też powody naszego wyjazdu. Co nas w Polsce irytowało i dlaczego zdecydowaliśmy się na ten - poważny było nie było - krok. Żeby te wszystkie motywacje próbować zebrać trzeba by poświęcić temu opasłe tomy. Oszczędzę sobie tego tym bardziej, że każdy wie najlepiej, jakie były przyczyny JEGO wyjazdu.
Rozmowa dwóch kolegów w pracy na fajku:
- Ty, a dlaczego nie ściągniesz tu żony i dzieciaków?
- A, nawet nie gadaj. Żona była tu miesiąc i jej się nie spodobało, a dzieciaki mają tam znajomych
- Jak to jej się nie spodobało?
- No normalnie. Mówi, że trzeba po angielsku rozmawiać i, że za często pada
Istotną kwestią jest, aby wspomnieć tutaj, że nie samym chlebem człowiek żyje. Kto nie tęskni za rodziną? Minimalny procent ludzi podniósłby rękę, ale to pewnie dlatego, że tej rodziny w kraju po prostu nie mają.
Ci którzy mają, często znajdują się w podbramkowej sytuacji. Niektórym udaje się wybić piłkę na aut, drugim wywalczyć rzut karny, a jeszcze trzecim z tego karnego skapitulować. Albo wylecieć z boiska...
Niejednokrotnie spotykałem się z sytuacjami, gdzie mimo stałej pracy i dostatniego życia, ktoś był z jakichś powodów nieszczęśliwy. Mieszkanie opłacane prawie w całości przez Council, praca 5 dni w tygodniu, brak jakichkolwiek codziennych problemów i słuchania narzekań, a on nieszczęśliwy. Jedynym problemem z którym borykał się po powrocie z pracy było to, czy zamówić pizze czy zjeść wczorajsze pierogi. Pójść na piwo z kolegami, czy na karaoke do pobliskiego pubu. Dzieci, znajomi, a nawet pies, z którym łączyło go coś więcej, niż tylko męczący obowiązek wyprowadzenia go na spacer, to główne aspekty tej udręki.
Tęsknota, to z całą pewnością jeden z częstszych powodów powrotu do kraju i zmiany swojego życia z mitycznego Eldorado na szarą rzeczywistość. A co, gdy jesteś na emigracji, a Twoja żona lub dzieci nie akceptują życia za granicą? - tym samym nie chcą opuścić ukochanej ojczyzny. Mąż haruje w pocie czoła, by co miesiąc wysyłać pieniądze na opłacenie mieszkania czy, żeby jego dzieci mogły kształcić się na studiach, a oni nic sobie z tego nie robią. Lepiej siedzieć w Polsce bez pracy i czekać na przelew od męża. Bo tak wygodniej. Nowa sukienka czy buty, przychodzą tak łatwo, że nie warto marnować czasu na wyjazdy, tym bardziej, że w Polsce mam znajomych, przed którymi można będzie się pokazać – myślą. Ważniejsze są niedzielne obiadki, podczas których za każdym razem poruszany jest temat dzieci wychowywanych bez ojca. Ale przecież to tylko i wyłącznie wasz wybór. A raczej Twój, żono!
Namawianie na wyjazd swojej ukochanej nie przynosi skutku, a wręcz pogarsza cały ten bałagan. Z jednej strony wyobrażasz sobie rodzinę z problemami finansowymi i wiesz, że bez Twojej pracy za granicą nie są w stanie się utrzymać, a z drugiej - istnieje możliwość ich przyjazdu i zarobienia jeszcze większych pieniędzy, które potem można by było ewentualnie odłożyć. Jeszcze z jednej strony, nie możesz zrozumieć, dlaczego najbliżsi nie doceniają i nie rozumieją Twojego poświęcenia. A przecież w większej mierze robisz to wszystko dla nich. Po czwarte – w głowie kłębią się myśli odrzucenia przez najbliższych i tego, że możesz być zdradzany, oszukiwany. Jak najbardziej niewykluczone, jeżeli druga osoba nie robi nic w kierunku, żeby było lepiej. Bo woli pogaduchy przy kawie. W niedzielę.
I znowu zadajesz sobie rutynowe pytanie – co robić? Tutaj mam pracę, dzięki której mogę sobie na wszystko pozwolić i jeszcze utrzymać za to rodzinę w Polsce – myślisz. Chwilę potem zastanawiasz się – ale po co to wszystko skoro żyjemy oddzielnie.
Warto zwrócić uwagę na to, że nie każdy ma możliwość sprowadzenia za granicę żony i dzieci. Jednak Ci którzy mają często nie mogą, bo drugiej połówce nie podoba się to, że w UK często pada deszcz.
Analizujesz więc wszystko od początku. Do znudzenia. Do kolejnej wypłaty. Do kolejnego przelewu na konto żony. Do kolejnych świąt, już tych grudniowych. A później Wielkanoc i następny śnieg. Kolejny przelew i znowu święta. Czas mija, a odpowiedzi na tak proste pytanie ciągle nie znajdujesz…
Znajomy z pracy zapytał mnie któregoś dnia, czy wiem co jest przyczyną tego, że gdy rozmawia na Skype z synem to dlaczego wszystko słyszy, a syn zupełnie nic. Laptop służy mu tylko do tego, a nigdy wcześniej tak się nie zdarzyło. Ciężko było mi ocenić, więc zasugerowałem kupno nowego mikrofonu lub sprawdzenie, czy może przez przypadek go nie wyciszył. Tak zależało mu na rozmowach z synem, że stwierdził, że trzeba będzie kupić nowy komputer. Tylko dlatego, że syn go nie słyszy…
3 komentarze: