Niepotrzebna chusta w piaskownicy

Wyznawców islamu na wyspach brytyjskich jest stosunkowo dużo. Jeszcze do niedawna na ulicy mijałem się jedynie z samym małżeństwem. Do czasu, gdy podczas spaceru nad morzem pojawiła się dziewczynka. W mniejszych miastach to rzadki widok. Z pewnością Londyn to miejsce, gdzie moglibyśmy spotkać się z tym częściej.

Nie była ubrana w burkę, czyli tradycyjny strój. Miała jedynie chustę. Nigdy nie rozumiałem dlaczego ich rodzice od najmłodszych lat karzą zakładać im te szaty. Dziecko nie ma przecież takiego obowiązku, a za kilka lat taką decyzje może podjąć bez niczyjego nacisku. Chociaż zdarzają się wyjątki, gdzie są do tego zmuszane. Kultura krajów arabskich interesuje mnie szczególnie, gdyż moja dziewczyna zakochana jest w Turcji. Ostatnio np. w jednej z angielskich telewizji oglądaliśmy program poświęcony muzułmance, która nie czuła potrzeby ubierania takiego stroju. Spotkała się z kilkoma osobami, które nie miały na celu przekonywania jej, tylko opowiadały dlaczego ubierają się tak na co dzień.



Pamiętam sytuację z przyjazdu do Anglii po urlopie w Polsce. Gdy wylądowaliśmy w Luton, a następnie podróżowaliśmy autokarem, na jednej z ulic ciągnął się sznur muzułmanów. Przejeżdżaliśmy akurat obok jednego z meczetów, do którego się udawali. Ten widok robił szokujące wrażenie. Czegoś podobnego w życiu nie widziałem. Czułem się jakbym był w zupełnie innym kraju. Kiedy wydawało mi się, że to już koniec okazywało się, że to dopiero początek. Byli dosłownie wszędzie. Po jednej jak i drugiej stronie ulicy. Sam ich język w jakim się posługują przyprawia o dreszcze i robi wrażenie. W zwykłym sklepie, gdy słyszysz sposób w jaki rozmawiają, wydaje Ci się, że zaraz się pobiją. Aż boję się pomyśleć jak musi to brzmieć w takim tłumie Arabów. 

Nie wyobrażam sobie podobnej sytuacji. Upał, który daje się we znaki każdemu, słońce praży, wszyscy cieszą się z ładnej pogody, dzieci z innych nacji rozebrane do kąpielówek, a ona od stóp do głów ubrana w szaty. Co innego starsi, którzy przyzwyczajeni są do klimatu w którym żyją. 

Nie przypuszczałem, że moim oczom w Anglii ukaże się kiedyś taki widok. Muzułmańska rodzina - mąż i żona. Spacer po jednej z ulic. On przodem, idzie z podniesionym czołem, ona dwa kroki za nim, ze spuszczoną głową i torbą pełną zakupów. Myślałem, że coś takiego można spotkać jedynie w krajach arabskich. Widok kobiety w burce wsiadającej do nowiutkiego Mercedesa też już nie robi na mnie wrażenia. 

1 komentarz:

  1. Nigdy nie miałem okazji zobaczyć tego na własne oczy, ale wiem, że to prawda. Podobna sytuacja jest we Francji, lecz tamtejsze rządy zaczęły odnosić się bardziej restrykcyjniej do noszenia burek, czadorów, nikabów czy hidżabów w miejscach publicznych. Uważam, że zalew muzułmanów, choć w żaden sposób nie można utożsamiać każdego muzułmanina z fanatykiem-terrorystą, jest ułatwieniem dla ewentualnych zamachów. Warto tutaj przywołać zamachy w Londynie z lipca 2005, gdzie zamachowcami była grupka przyjaciół dotychczas nie notowana przez policję. Byli oni instrumentem w rękach terrorystów, którzy wykorzystali ich, ponieważ zdawali sobie sprawę, że nie będą budzić żadnych podejrzeń.

    OdpowiedzUsuń

Blogger Template by Clairvo