Zima nie przeszkodzila. Koguty pieja


Manchester United 1:1 Tottenham Hotspur

Kolejna szlagierowa niedziela w Premier League. Atak zimy całkowicie sparaliżował Wielką Brytanię. Pogoda przybliżona była do aktualnej w Moskwie. Mecz na White Hart Lane, który na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem stał pod znakiem zapytania, odbył się zgodnie z planem. Mimo mroźnej pogody nie zabrakło emocji, a przebieg spotkania rozgrzał do czerwoności wszystkich kibiców. Śnieg nie przestraszył nawet Fergusona, a jego czapeczka cieszyła się zainteresowaniem mediów. Nie obyło się również bez kontrowersji. Dlatego też, szkoleniowiec Czerwonych Diabłów w pomeczowym wywiadzie nie krył swojego niezadowolenia z postawy arbitrów.

Pierwsze minuty pokazały, że nietypowe warunki atmosferyczne to nie problem dla United. Wynik meczu otworzył nie kto inny jak Robin van Persie. Pierwsza akcja ofensywna i od razu gol. Do przerwy goście byli lepszą drużyną i nic nie wskazywało na to, że role się odwrócą. Tak jak w przypadku boju z Liverpoolem druga połowa okazała się gorszą dla Manchesteru. Podopiecznym Andre Villasa-Boasa należą się pochwały za to, że wspięli się na wyżyny i rozegrali dobry mecz. Walczyli do końca i nie można było odmówić im serca do walki. 

De Gea między słupkami spisywał się lepiej niż rewelacyjnie i jego gra mogła się podobać. Sir Alex nigdy nie mógł się zdecydować na którego bramkarza postawić. Van Der Sar był ostatnim do którego miał bezgraniczne zaufanie i kto wie, czy kolejnym nie będzie właśnie młody Hiszpan. Trudno go obwiniać za puszczoną bramkę w ostatniej minucie. Może mógł zachować się lepiej i sparować piłkę bliżej końcowej linii. Danny Welbeck dwoił się i troił. Rozegrał świetne zawody. Szkoda tylko, że od dłuższego czasu nie może potwierdzić swojej znakomitej formy strzelając upragnionego gola. 

Piłkarze obu ekip wyraźnie mieli ochotę rozstrzelać się już na samym początku drugiej połowy. Manchester jednak oddał inicjatywę i ich ataki nie były już tak elektryzujące jak w pierwszych 45 min. Jednak to ostatnie minuty były rozstrzygające, a wykorzystali je gospodarze, którzy przycisnęli swoich rywali. Swój cel osiągnęli bramką wyrównującą w ostatnich sekundach. Na tego gola z pewnością zasłużyli.

Kto wie jakim wynikiem zakończyłby się mecz gdyby nie katastrofalny błąd sędziego, który nie podyktował dwóch karnych dla United. Do tej pory nie mogę uwierzyć w postawę arbitra i sędziego liniowego. Czerwona kartka dla Gallasa za atak na nogi van Persiego również nie została pokazana.

Do tej pory Manchester był niezawodny w ostatniej fazie spotkania. Tym razem poległ i 'Fergie Time' zawiódł. Role się odwróciły, a przewaga nad rywalem zza miedzy zmniejszyła się do 5 pkt. 

Zaraz po meczu na White Hart Line zawodnicy Fergusona udali się do Kataru na czterodniowe treningi. Remis w żaden sposób nie wpłynął na ich samopoczucie co widać na załączonych obrazkach. Humor nie odstępował ich na krok, a każdy z piłkarzy ubrany był w piżamy Looney Tunes Space :-)




0 komentarze:

Blogger Template by Clairvo