Stalowy szkielet i efekt cieplarniany


Kolejną moją legalną pracą podjętą w Wielkiej Brytanii, najpierw była praca w szklarni z pomidorami, a następnie z papryką. Dostrzegałem tutaj znaczące plusy w porównaniu z pakowalnią owoców, opisywaną przeze mnie wcześniej. Jednym z nich jest kolosalna odległość między domem, a pracą, gdyż to różnica około 45 min. Mimo tego, iż nie można było swobodnie rozmawiać tak jak w przypadku pierwszej pracy to podobało mi się bardziej, nawet jeżeli panował tam okropny skwar. Na szczęście każdy z nas mógł mieć przy sobie butelkę zimnej, a raczej zamrożonej wody, co nie stanowiło jakiegokolwiek problemu, ponieważ lód stawał się cieczą w sekundę. Dlatego co wieczór 2 l wody na noc wędrowały do zamrażalnika. Praca, którą wykonywałem należała do ciężkiej, ale nie dla dwóch Pań w podeszłym wieku na które każdy patrzył z niedowierzaniem, robiąc duże oczy.

Do moich obowiązków należało m.in. zrywanie pomidorów, ale tylko takich które osiągnęły pewną barwę, czyli pomidory mało zaczerwienione nie nadawały się do zerwania. Tutaj pojawiają się schody wówczas dwóch pracujących tam polaków, którzy odpowiadali za to co się dzieję, nie do końca byli ze sobą zgodni. To jeden z przykładów przemawiających za tym, że mieli różne poglądy na tamtejszą pracę.

Dzień jak co dzień, upał, pot, pająki, pszczoły, szczur, a nawet królik, którego koledzy widzieli 2 dni wcześniej. Godzina 6:45, kiedy oburzony lokalnym radiem próbuję choć przez chwilę być myślami gdzie indziej by nie słyszeć powtarzającej się 10 raz piosenki, przed oczami ukazuje mi się Line Lider sprawdzający dojrzałość zerwanych pomidorów – robisz to pierwszy raz, że nie wiesz jakie pomidory należy zbierać? – powiedziano mi, że właśnie takie są idealne, więc takie zbieram – połowa pomidorów, których nie zebrałeś, nadaje się do jedzenia, dlatego wrócisz się i to poprawisz.  

Tłumaczyłem, że jego kolega mówił zupełnie coś innego, że właśnie pomidory które mi pokazuje się nie nadają. Na nic się zdały moja słowa, a więc musiałem się cofnąć i powtórzyć alejkę. Ważną kwestią jest tutaj, abym zaznaczył, że w zależności jakie zajęcia mi przydzielano, każda moja praca danego dnia była kontrolowana pod względem czasowym, a także masowym. Po każdej skończonej 'alejce' wpisywałem do komputerka przydzielony mi numer, numer alejki oraz numer wykonywanej czynności. Dzięki temu osoby, które się tym zajmowały wiedziały ile minut spędziłem w jednej alejce, ile kg pomidorów zerwałem, jak i w każdej chwili mogli sprawdzić porządek alejki w której poprzednio się znajdowałem. Mieli wgląd do wszystkiego, a indywidualne czasy każdego z nas ukazywane były raz na tydzień z miejscem, które zajęliśmy. W przypadku kiedy osoba nie wyrabia normy dłuższy czas, znajdując się automatycznie na ostatnim miejscu listy, zostaje zwolniona z pracy.


Uważam, że nie powinno to działać na tej zasadzie, ponieważ zamiast skupiać się nad tym co robię, mój mózg rejestrował zegar i tykające na nim wskazówki, obniżając w ten sposób jakość mojej pracy. Patrząc na to z innej perspektywy, gdyby tego nie było każdy pracowałby swoim własnym tempem. Ze względu na to, iż panuje tam temperatura przybliżona do temperatury panującej w Turcji na przełomie lipca, a sierpnia, pracuję się w krótkich spodenkach. Po powrocie do domu woda i wanna jest zielona oraz ubrania również szybko zmieniają swój kolor.

Mój brat przyjeżdżając do mnie na wakacje, również tam pracował i mimo braku styczności z fizyczną pracą jak i chęci do tego, sprostał temu wyzwaniu pozytywnie mnie zaskakując. W piątek rano dowiedzieliśmy się, że następnego dnia w sobotę musimy przyjść do pracy. Ze względu na nasz wcześniej zaplanowany weekend, nie byliśmy zachwyceni tą informacją. Tego dnia mieliśmy wyprawić imprezę urodzinową dla mojej dziewczyny. W jednej chwili zrodził się pomysł zrobienia dnia wolnego, a dlatego, iż bardzo nam na tym zależało postanowiliśmy nakłamać by osiągnąć zamierzony cel.  Umówiliśmy się, że ten kto pierwszy natknie się na możliwość porozmawiania z osobą za to odpowiedzialną, wykorzysta okazję i załatwi sprawę tak, by żadna ze stron nie była poszkodowana. Nie dość, że trochę się w tym wszystkim pogubiliśmy to finał nie był dla nas zadowalający.
Jutro przyjeżdża nasza mama i musimy odebrać ją z lotniska – tak brzmiała nasza wersja, którą jako pierwszy przedstawiłem ja. Argument przemawiającym za tym, że tylko ja mogę nie przyjść do pracy był taki, że 2 osoby nie muszą jechać i wystarczy jedna.

Spekulacje na nic się zdały, lecz o podjętej decyzji mój brat nie miał jeszcze pojęcia, dlatego również porozmawiał w tej sprawie z tym, że z inną osobą, przedstawiając tą samą wersję lecz ze szczegółami, których nie zdążyliśmy omówić, a mającymi ogromne znaczenie. Jak się później okazało osoby z którymi rozmawialiśmy, nie kontaktowały się ze sobą w tej sprawie co było dla nas dobrą wiadomością bo uniknęliśmy w ten sposób nieprzyjemności.

W efekcie następnego dnia Kamil poszedł do pracy, a ja mogłem cieszyć się pięknym słonecznym dniem w wyczekiwaniu na urodzinowy wieczór. Co prawda mój brat skończył wtedy pracę o 12, ale myślę, że gra była warta świeczki, ponieważ mogłem się chociaż porządnie wyspać i zregenerować siły, wyczekując kolejnego tygodnia na pustyni...

0 komentarze:

Blogger Template by Clairvo