Do moich obowiązków należało m.in. zrywanie pomidorów, ale tylko takich które osiągnęły pewną barwę, czyli pomidory mało zaczerwienione nie nadawały się do zerwania. Tutaj pojawiają się schody wówczas dwóch pracujących tam polaków, którzy odpowiadali za to co się dzieję, nie do końca byli ze sobą zgodni. To jeden z przykładów przemawiających za tym, że mieli różne poglądy na tamtejszą pracę.
Dzień jak co dzień, upał, pot, pająki, pszczoły, szczur, a
nawet królik, którego koledzy widzieli 2 dni wcześniej. Godzina 6:45,
kiedy oburzony lokalnym radiem próbuję choć przez chwilę być myślami gdzie
indziej by nie słyszeć powtarzającej się 10 raz piosenki, przed oczami ukazuje
mi się Line Lider sprawdzający dojrzałość zerwanych pomidorów – robisz to
pierwszy raz, że nie wiesz jakie pomidory należy zbierać? – powiedziano mi, że
właśnie takie są idealne, więc takie zbieram – połowa pomidorów, których nie
zebrałeś, nadaje się do jedzenia, dlatego wrócisz się i to poprawisz.
Tłumaczyłem, że jego kolega mówił zupełnie coś innego, że właśnie pomidory które mi pokazuje się nie nadają. Na nic się zdały moja słowa, a więc musiałem się cofnąć i powtórzyć alejkę. Ważną kwestią jest tutaj, abym zaznaczył, że w zależności
jakie zajęcia mi przydzielano, każda moja praca danego dnia była kontrolowana
pod względem czasowym, a także masowym. Po każdej skończonej 'alejce' wpisywałem do komputerka przydzielony mi numer, numer alejki oraz numer
wykonywanej czynności. Dzięki temu osoby, które się tym zajmowały wiedziały ile
minut spędziłem w jednej alejce, ile kg pomidorów zerwałem, jak i w każdej
chwili mogli sprawdzić porządek alejki w której poprzednio się znajdowałem.
Mieli wgląd do wszystkiego, a indywidualne czasy każdego z nas ukazywane były
raz na tydzień z miejscem, które zajęliśmy. W przypadku kiedy osoba nie wyrabia
normy dłuższy czas, znajdując się automatycznie na ostatnim miejscu listy,
zostaje zwolniona z pracy.
Mój brat przyjeżdżając do mnie na wakacje, również tam
pracował i mimo braku styczności z fizyczną pracą jak i chęci do tego, sprostał temu wyzwaniu pozytywnie mnie zaskakując. W piątek rano dowiedzieliśmy się, że następnego dnia w
sobotę musimy przyjść do pracy. Ze względu na nasz wcześniej zaplanowany weekend, nie byliśmy zachwyceni tą informacją. Tego dnia mieliśmy wyprawić
imprezę urodzinową dla mojej dziewczyny. W jednej chwili zrodził się pomysł
zrobienia dnia wolnego, a dlatego, iż bardzo nam na tym zależało postanowiliśmy
nakłamać by osiągnąć zamierzony cel.
Umówiliśmy się, że ten kto pierwszy natknie się na możliwość
porozmawiania z osobą za to odpowiedzialną, wykorzysta okazję i załatwi sprawę
tak, by żadna ze stron nie była poszkodowana. Nie dość, że trochę się w tym
wszystkim pogubiliśmy to finał nie był dla nas zadowalający.
Jutro przyjeżdża nasza mama i musimy odebrać ją z lotniska – tak brzmiała nasza wersja, którą jako pierwszy przedstawiłem ja. Argument przemawiającym za tym, że tylko ja mogę nie przyjść do pracy był taki, że 2 osoby nie muszą jechać i wystarczy jedna.
Jutro przyjeżdża nasza mama i musimy odebrać ją z lotniska – tak brzmiała nasza wersja, którą jako pierwszy przedstawiłem ja. Argument przemawiającym za tym, że tylko ja mogę nie przyjść do pracy był taki, że 2 osoby nie muszą jechać i wystarczy jedna.
Spekulacje na nic się zdały, lecz o podjętej decyzji mój brat nie miał
jeszcze pojęcia, dlatego również porozmawiał w tej sprawie z tym, że z inną
osobą, przedstawiając tą samą wersję lecz
ze szczegółami, których nie zdążyliśmy omówić, a mającymi ogromne znaczenie.
Jak się później okazało osoby z którymi rozmawialiśmy, nie kontaktowały się ze
sobą w tej sprawie co było dla nas dobrą wiadomością bo uniknęliśmy w ten
sposób nieprzyjemności.
W efekcie następnego dnia Kamil poszedł do pracy, a ja mogłem cieszyć się pięknym słonecznym dniem w wyczekiwaniu na urodzinowy wieczór. Co prawda mój brat skończył wtedy pracę o 12, ale myślę, że gra była warta świeczki, ponieważ mogłem się chociaż porządnie wyspać i zregenerować siły, wyczekując kolejnego tygodnia na pustyni...
0 komentarze: